Maarten Meijer, autor biografii Louisa van Gaala udzielił wywiadu specjalnie dla polskich czytelników, w którym dzieli się tajnikami pracy nad książką o Żelaznym Tulipanie.

 

 

Ile czasu zajęło Panu napisanie biografii Louisa van Gaala?

 

Zazwyczaj nie rejestruję tego, ile czasu zajmuje mi praca nad konkretną książką. Napisałem ich sporo, w tym pozycje o charakterze edukacyjnym oraz takie, które dotyczyły analiz kulturowych. Oczywiście pisanie tego typu książek jest trudniejsze, wymaga bowiem zebrania i syntezy większej ilości materiałów, podczas gdy w biografii po prostu opisujesz wydarzenia z życia danej osoby, najczęściej w porządku chronologicznym. Zastanowiwszy się chwilę, powiem, że napisanie tej książki zajęło mi ok. 6 mies. Jej pierwsze wydanie ukazało się w Holandii w 2011 r. Od tamtego czasu była dwukrotnie uzupełniana i poprawiana ‒ w 2013 r., przy okazji reedycji w Holandii, a także w 2014 r., na potrzeby wydania brytyjskiego. Myślę, że aktualna wersja biografii powstawała w sumie około 10 mies.

 

Czy napisanie tej książki było dla Pana trudniejsze niż biografii Dicka Advocaata i Guusa Hiddinka?

 

W pewnym sensie tak, ponieważ van Gaal jest człowiekiem mniej dostępnym niż Advocaat czy Hiddink, a poza tym ma bardziej złożoną osobowość. Ludzie, którym wydaje się, że go poznali, zazwyczaj są w błędzie. Z jednej strony van Gaal jest wyjątkowo zdeterminowanym, genialnym i nieprzebierającym w słowach menadżerem, z drugiej zaś bardzo ciepłą i wrażliwą osobą, którą stać na to, żeby napisać poruszający list do rodziców, którzy niedawno stracili nastoletniego syna (tak jak to miało miejsce ostatnio w przypadku rodziny kibicującej Manchesterowi United). Bez wątpienia van Gaal jest człowiekiem trudnym i wymagającym – ale i fascynującym. To jednak nie znaczy, że tamci trenerzy są mniej interesujący, wręcz przeciwnie ‒ obaj są bardzo intrygujący. Guusa Hiddinka poznałem w seulskim hotelu Hyatt, po tym jak prowadzona przez niego reprezentacja Korei Południowej zajęła czwarte miejsce na mundialu w 2002 r. Z kolei z Dickiem Advocaatem odbyłem wiele ciekawych rozmów telefonicznych na temat jego biografii, a w efekcie namówiłem go, żeby sam napisał do niej przedmowę. Van Gaal jest z natury małomówny i powściągliwy, ponadto podejrzliwy wobec osób, które można zaliczyć do tzw. establishmentu medialnego. Owszem, jest otwarty i ciepły w stosunku do najbliższych, ale też dba o to, by nikogo nie włączać do tego grona zbyt pochopnie. To zaś siłą rzeczy czyniło moją pracę nieco trudniejszą.

 

W książce opisuje Pan van Gaala z wielu perspektyw. Jakim człowiekiem na co dzień jest ‒ według Pana ‒ menadżer Manchesteru United?

 

Mówiąc o tym, że biografie pisze się łatwiej niż inne rodzaje książek, muszę zrobić pewne zastrzeżenie: otóż zazwyczaj to prawda. Osoby, które przeczytają tę biografię, dojdą do wniosku, że to nie jest typowa książka o futbolu. Z jednej strony opisuję Louisa van Gaala jako świetnego taktyka i architekta gry, z drugiej zaś analizuję jego postać pod kątem psychologicznym, społecznym i kulturowym, a więc znacznie szerzej, niż jest to na ogół czynione w książkach poświęconych trenerom piłkarskim. Wspomniałem już, że Louis jest człowiekiem pełnym przeciwieństw. Zwraca uwagę na to, jakie oświetlenie zamontowane jest w pomieszczeniu, w którym prowadzi odprawę taktyczną z zawodnikami. Wierzy, że takie szczegóły jak barwa i natężenie światła czy nawet miejsce, w którym umieszczone jest jego źródło w danym pokoju, wpływają na stan umysłu jego piłkarzy. Jednocześnie, jego żona Truus narzeka ‒ w miły skądinąd sposób ‒ że w domu nie ma z niego wielkiego pożytku, a on sam „nie umie nawet zrobić kawy”. Louis lubi jednak dyscyplinować obydwie córki i nalega, by te podczas rozmowy okazywały mu szacunek i zwracały się do niego w sposób formalny. Po dziś dzień van Gaalowi trudno jest mówić o pierwszej żonie, Fernandzie, która zmarła ponad 20 lat temu na raka trzustki. Twierdzi, że z tego powodu stracił wiarę w Boga. Louis żąda szacunku, chce sprawiedliwości i jest zły, ilekroć ktoś postępuje niezgodnie z jego podstawowymi oczekiwaniami. Jest człowiekiem o naprawdę złożonej naturze.

 

Czy w najbliższej przyszłości zamierza Pan napisać biografię kolejnego wielkiego trenera?

 

Chciałbym. Zwłaszcza teraz, gdy rolę menadżera Southampton powierzono kolejnemu holenderskiemu trenerowi, Ronaldowi Koemanowi, skądinąd odwiecznemu rywalowi Louisa van Gaala. Większość osób śledzących Premiership jest zaskoczona efektami jego pracy ze Świętymi. Dodatkowej pikanterii tej rywalizacji dodaje fakt, że obydwa kluby plasują się w czołówce ligowej tabeli. Sam się nie spodziewałem tak dobrej postawy drużyny prowadzonej przez Koemana, więc może moją następną książką powinna być właśnie jego biografia? Przemyślę to jeszcze. Muszę jednak przyznać, że o wiele bardziej podoba mi się praca van Gaala w Manchesterze niż Koemana w Southampton.

 

Znaczna część biografii opowiada o „tej filozofii” i „ tym zespole”. Jak ważne dla van Gaala są, według Pana, te idee?

 

Gdy tylko van Gaal wraca do swojego ulubionego tematu, do „jego filozofii”, wywołuje frustrację przynajmniej części środowiska angielskich dziennikarzy. Niektórzy z nich uważają, że menadżerowie piłkarscy nie powinni stosować żadnej filozofii. Takie stwierdzenie może być prawdziwe w odniesieniu do angielskiego futbolu, w którym, niestety, przez dekady grały często tylko mięśnie, a rzadko kiedy „głowy”. Innymi słowy, do niedawna chodziło głównie o to, by wykopać piłkę jak najdalej, pozwolić kolegom z drużyny biegać za nią tak, jak zrobiłoby to stado dzikich słoni, zbierając przy tym potężne razy od przeciwników. Obecny menadżer Czerwonych Diabłów preferuje zupełnie inną wizję futbolu. Ilekroć jego podopieczni wracają do starych, złych schematów, widzę jak van Gaal kuli się na ławce rezerwowych, z jednoczesnym poczuciem strachu i dezaprobaty. Nie dziwi mnie, że w takich momentach na ogół zdejmuje z boiska angielskich graczy ‒ w końcu to im najtrudniej pożegnać się ze starymi nawykami. Żeby w pełni zrozumieć, na czym polega „filozofia van Gaala”, trzeba przeczytać tę biografię. Krótko mówiąc, chodzi o perfekcyjne przygotowanie do meczu, a w jego trakcie szczególnie o: podawanie piłki, zachowanie niewielkich odległości pomiędzy poszczególnymi formacjami, utrzymywanie się przy piłce i jej dalszą wymianę, bycie cierpliwym do momentu stworzenia dogodnej okazji do zdobycia bramki (do tej momentu, oczywiście, chodzi o… podawanie piłki). Jeśli spojrzysz na słynną „tiki-takę”, czyli grę Barcelony z lat dziewięćdziesiątych XX wieku (i później), dostrzeżesz piętno, jakie odcisnął na tym zespole holenderski sposób myślenia o futbolu, zwłaszcza ten prezentowany przez Johana Cruyffa i Louisa van Gaala.

 

Zespół, który wyznaje taką filozofię i gra w takim stylu, funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna. Van Gaal powiedział kiedyś: „Nie potrzebuję jedenastu najlepszych, potrzebuję najlepszej jedenastki”. Niejeden futbolowy ekspert był zdumiony, a nawet wręcz oszołomiony polityką transferową prowadzoną przez van Gaala; jego samego wielokrotnie krytykowano za to, że rezygnował z usług naprawdę wielkich piłkarzy. Sprzedaż Danny’ego Welbecka do Arsenalu oburzyła nawet część najwierniejszych i najbardziej wyrozumiałych fanów Manchesteru United. Van Gaal pozbył się Welbecka, ponieważ uznał, że ten nie pasuje do „najlepszej jedenastki”. Johan Cruyff, któremu ‒ podobnie zresztą jak Ronaldowi Koemanowi ‒ daleko do przyjacielskiej relacji z obecnym szkoleniowcem Czerwonych Diabłów, powiedział kiedyś że van Gaal uprawia „dyktatorski styl” zarządzania drużyną. To nonsens, albowiem nawet takie gwiazdy United jak Wayne Rooney czy Robin van Persie otwarcie przyznają, że uwielbiają pracować z van Gaalem, między innymi dlatego, że jest w stanie wydobyć z piłkarzy wszystko to, co najlepsze. Prawdę mówiąc, z van Gaalem nie można się nie zgadzać. Owszem, piłkarz może mieć własne (czyt. odmienne) zdanie na dany temat, ale ostateczne decyzje zawsze należą do trenera ‒ i kropka. „Liczy się zespół” ‒ to pierwsza zasada van Gaala.

 

Czy w materiałach, z których korzystał Pan, pisząc tę biografię, znalazł Pan coś szczególnie zaskakującego na temat Louisa van Gaala?

 

Muszę przyznać, że podobnie jak większość osób, początkowo miałem negatywne zdanie na temat van Gaala. Można nawet powiedzieć, że byłem do niego w pewien sposób uprzedzony. Po pobieżnym wyszukaniu informacji o nim w Internecie dochodzi się do wniosku, że jest on człowiekiem źle wychowanym, a może nawet chorym psychicznie… Pozwól, że przytoczę kilka spośród znalezionych na jego temat opinii, bo są bardzo wymowne: „Skończony idiota. Dziwak. Obłąkany klaun. Kompletny lunatyk. Stracił rozum. Bezmyślny głupiec. Przerażający imbecyl. Tyran, szaleniec. (…) On jest stuknięty. Opóźniony w rozwoju. Totalny kretyn. (…) Zagubiony. Nie ma pojęcia, dokąd zmierza. Stracił zmysły”.

W moich oczach van Gaal stał się zupełnie inną postacią wtedy, gdy zacząłem dogłębnie analizować zarówno jego metody pracy, jak i szczegóły z życia prywatnego. Owszem, jego wizerunek nadal jest co najmniej kontrowersyjny, a kontakty z mediami nie zawsze należą do przyjemnych. Van Gaal jest jednak bardzo inteligentnym, wnikliwym, społecznie świadomym, wrażliwym i ciepłym człowiekiem. Poświęca wiele czasu kibicom, ma świetny kontakt z dziećmi. Poza tym jako trener piłkarski jest fenomenalny. Prawdę mówiąc, uważam go za geniusza w swojej dziedzinie. Jednakże, jak to często bywa z geniuszami, rzadko kiedy jest w pełni rozumiany. Myślę, że jego spojrzenie na futbol jest lepsze niż jakiegokolwiek innego żyjącego trenera piłkarskiego na świecie. Mogą się z nim równać jedynie José Mourinho i Pep Guardiola, ale oni ‒ przypomnijmy ‒ uczyli się fachu właśnie od van Gaala. Jedynym, który przewyższa Louisa w osiągnięciach trenerskich, jest zmarły w 2005 r. Rinus Michels, zdobywca tytułu Trenera Stulecia przyznanego przez FIFA i twórca tzw. futbolu totalnego. Johan Cruyff był zdecydowanie lepszym piłkarzem niż van Gaal, natomiast gdy porównasz ich umiejętności trenerskie, zwycięzcą rywalizacji może być tylko ten drugi. Szczerze mówiąc, w pewnym sensie pokochałem Louisa van Gaala ‒ być może to dziwne wyznanie, zwłaszcza w odniesieniu do trenera piłkarskiego, ale jest ono prawdziwe. To jednak nie znaczy, że w książce gloryfikuję jego postać. On nie jest idealny, dlatego nie szczędzę mu krytyki, ilekroć uważam ją za słuszną. Ogólnie rzecz biorąc, van Gaal ma jednak znacznie więcej zalet niż wad.