podyskutujmy serwuszok

Po analizie Mistrzostw Świata w Rosji jedna kwestia szczególnie przykuła moją uwagę. Co to takiego? Dryblingi, a w zasadzie ich brak… Już podczas meczów bardzo mocno rzucało się w oczy, że zawodnicy reprezentacji Polski nie próbują wykonywać dryblingów. O ile można to usprawiedliwić w środku pola, o tyle trudno to zrozumieć w kontekście skrzydłowych… Na potwierdzenie chciałbym przedstawić fragment analizy mistrzostw świata przygotowany przez Sportowe Fakty. Tabela dotyczy tylko grupy, w której grała nasza reprezentacja, ale tekst poniżej opisuje całe mistrzostwa.

 

Liczba dryblingów/mecz

Liczba skutecznych dryblingów/mecz

Wartość procentowa

Senegal

30

17

56

Kolumbia

32

14

45

Japonia

21

9

42

Polska

20

8

42

Źródło: Sportowe Fakty, Marek Wawrzynowski, 10 września 2018.

Marek Marciniak: reprezentacja Polski była najsłabiej dryblującym zespołem Mistrzostw Świata w Rosji. Polscy piłkarze najrzadziej podejmowali próby dryblingu i najmniej z tych prób wygrali. W zespole polskim najczęściej dryblował Lewandowski (5 prób). Najskuteczniejszym dryblerem mundialu był Messi, który podczas spotkań fazy grupowej średnio 13-krotnie wchodził w drybling i 79% jego prób było skutecznych. Zespołami, które skuteczniej od Polski dryblowały na turnieju, były m.in. Panama, Arabia Saudyjska i Iran (…)”.

Źródło: https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/776220/dlaczego-przegralismy-mundial-stworzylismy-dla-was-raport-alternatywny


Analizowałem ten problem i zastanawiałem się, co jest jego przyczyną. Być może jest to nasz system szkolenia? Ktoś powie, ale jak to? Przecież my wszyscy, trenerzy stosujemy bardzo dużo gier 1 × 1. No tak, stosujemy. Ale kto z nas robi gry 1 × 2, 1 × 3? A właśnie w takich warunkach zawodnik musi wspiąć się na wyżyny swojej kreatywności, żeby sobie poradzić. Czy my trenerzy wiemy i wyposażamy naszego zawodnika w wiedzę, jak powinien starać się wymanewrować przeciwnika? Jak go przesuwać? Jak łapać go na tzw. wykroku? W którym momencie przyspieszyć z piłką?

Być może problem jest też w nauczaniu zwodów, które są składową dryblingu. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie chodzi o to, aby:

  • po pierwsze, każdy zawodnik musiał wykonywać określoną liczbę zwodów w meczu. Niektórzy lepiej czują się w grze podaniami. I ok. Nie widzę powodu, by ich zmuszać do dryblingów i wykonywania zwodów, których po prostu nie czują;
  • po drugie, zawodnik robił nogami kilkanaście zbędnych kółek nad piłką. Celem jest, przede wszystkim, skuteczne minięcie przeciwnika.

Rozwijając jednak temat zwodów, chciałbym zaznaczyć, że nie są one kompletnie zunifikowane przez Polski Związek Piłki Nożnej. Byłem na kursie UEFA C, UEFA B, teraz jestem na UEFA A i jedyne zwody, o których słyszałem, to zwód pojedynczy i zwód podwójny. Skądś to znacie prawda? Co gorsza, każdy z prowadzących inaczej rozumie zwód pojedynczy i podwójny. Gdybyśmy poprosili trzech trenerów o wykonanie zwodu pojedynczego, to najprawdopodobniej zobaczylibyśmy 3 różne zwody. Skoro mamy stożki, oznaczniki itd., to może pora na wprowadzenie unifikacji zwodów?

Na zachodzie Europy każdy zwód ma swoją nazwę. W Niemczech najczęściej nazwa pochodzi od zawodnika, który zasłynął z jego wykonywania np.: „Rivelino”. Ten sam zwód w Anglii nazywa się „step over”.

Trenerzy w Polsce znają bardzo dużo zwodów. Czy jednak dowiedzieli się tego na kursach? Wątpię. Wiedzę tego typu zasięgnęli sami z Internetu lub z dodatkowych szkoleń. Dlatego w Polsce najczęściej posługujemy się nazewnictwem angielskim. Nie twierdzę, że jest ono złe. Ale spotkałem się z tym, że w jednym klubie dla jednego trenera zwód „scissor” to kółeczko ponad piłką do środka, a u innego na zewnątrz.

Co jeszcze jest fajnego na zachodzie? Mogę podać przykład Niemiec, gdzie już kilka razy szkoliłem się u trenera Marka Wanika. Niemcy mają odpowiednią metodykę zwodów. W danej kategorii, np. żak młodszy – Junior F2, zawodnik powinien poznać i umieć wykonać 2 proste zwody. Zwody są podzielone na te z przeciwnikiem z przodu, z boku i z tyłu. Są również podane kąty, pod którymi dany zwód powinien być wykonywany, np. 45°, 90°, 180°. Kolejną ciekawostką jest to, że na zachodzie prowadzenie piłki określa się po prostu jako… drybling. Być może my zbyt często stosujemy prowadzenie piłki bez presji czasu, przestrzeni i przeciwnika?

Powstaje jeszcze jedno pytanie: ile zwodów powinniśmy się starać nauczyć naszych zawodników? Przecież i tak zazwyczaj w meczu korzystają z jednego, dwóch, maksymalnie trzech ulubionych zwodów. To prawda. Jednak zadaniem nas, trenerów, jest wyposażenie naszych podopiecznych w jak największą wiedzę i umiejętności. Natomiast to, z których zwodów będą korzystali, zależy już tylko i wyłącznie od nich samych. Nauczanie zwodów i dryblingu przynosi jeszcze jedną dużą korzyść, a mianowicie rozwój koordynacji, a przecież lepiej ją kształtować podczas działań z piłką niż na drabinkach.

Pamiętajmy, im lepiej wyszkolimy naszych zawodników w grze indywidualnej w ofensywie, tym lepiej, poprzez wzajemną rywalizację, rozwiną się oni również w grze indywidualnej w defensywie.

Cały temat dobrze podsumuje następujący cytat:

„Mecz wygrywa ta drużyna, która podczas gry zwycięży więcej pojedynków”

Sir Alex Ferguson

Drodzy Czytelnicy, jeśli macie ochotę podzielenia się swoimi przemyśleniami na łamach AT na ten czy inny temat, przysyłajcie swoje felietony na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Jeden warunek: ich objętość musi zamykać się w przedziale 4–5 tys. znaków.