Marek Saganowski po zakończeniu kariery piłkarskiej szybko przeszedł na drugą stronę i zasiadł na ławce trenerskiej. Obecnie pełni funkcję asystenta trenera Legii Warszawa, Aleksandara Vukovicia. Poniżej fragment rozmowy opublikowanej w nr 2/2020 (37) AT.

Jakie cechy, będąc jeszcze zawodnikiem, najbardziej cenił Pan u trenerów?

Bardzo ceniłem charyzmę u szkoleniowców, podobało mi się też, jeżeli byli wymagający. Bardzo ceniłem sobie współpracę z trenerem Janem Urbanem, który świetnie umiał wyważyć pracę z rozluźnieniem. W szatni nie brakowało luzu, żartów, ale gdy tylko przekraczaliśmy linię boiska, stawał się prawdziwym szefem, z którym nie było dyskusji. Na początku mnie to dziwiło: jak to, pięć minut temu śmialiśmy się w głos, a teraz sprawia wrażenie, jakby chciał nas rozszarpać. Zrozumiałem to i doceniłem dopiero po upływie pewnego czasu.

Świetnie, gdy trener ma taką charyzmę, jaką ma w sobie Stanisław Czerczesow, ale to jest cecha wrodzona. Tego się nie da nauczyć. Jest jeszcze kwestia merytoryki – jeśli trener jest nieco „miękki”, ale jego taktyka i wiedza o piłce pozwalają zespołowi wchodzić na wyższy poziom, mocno rośnie w oczach. Nie przepadałem natomiast za trenerami, którzy zmieniali swoje decyzje pod wpływem zawodników, jeśli nie było to we właściwy sposób uargumentowane.

Fot. Jacek Prondzynski/legia.com

W szatniach spotkał się Pan z wieloma trenerami. Którzy zrobili na panu największe wrażenie?

Myślę, że największe zrobił Stanisław Czerczesow. Potrafił świetnie zarządzać drużyną, pod tym względem był jednym z najlepszych trenerów, na jakich trafiłem. Umiał wszystko doskonale uargumentować. Bywało, że niezadowoleni z jakichś względów zawodnicy szli z nim rozmawiać, ale zawsze ich przekonywał do swoich racji konkretnymi argumentami. Później już nawet nie prosili o rozmowę, bo wiedzieli, że decyzja trenera ma silne fundamenty i nie wzięła się znikąd. Wszyscy wiedzieli, co mają robić, i zdawali sobie sprawę z tego, dlaczego tak jest.

Pamiętam, że gdy walczyliśmy o mistrzostwo Polski, mogliśmy je zapewnić sobie już meczem z Lechią w Gdańsku. Tymczasem trener zrezygnował z wystawienia trzech ważnych zawodników, którzy byli zagrożeni pauzą za żółte kartki w ostatnim spotkaniu, przed własną publicznością. Trener wiedział, że w Gdańsku może być trudne spotkanie, w którym możemy stracić punkty, więc nie chciał dodatkowo ryzykować utraty podstawowych piłkarzy na decydujące starcie. Z Lechią przegraliśmy 0:2, ale u siebie wygraliśmy z Pogonią 3:0 i zapewniliśmy sobie tytuł. Tak odważny ruch zrobił na mnie olbrzymie wrażenie.

Drugim trenerem, który miał na mnie wpływ, był na pewno Jan Urban. Zawsze przygotowany, wiedzący, czego chce. Miał swój pomysł na grę, ciekawe podejście do zawodników.

W ŁKS Łódź, w trudnym momencie, trafiłem na Michała Probierza, który też zawsze był doskonale przygotowany. Zaimponował mi swoim podejściem do treningu, przygotowaniem do kolejnego spotkania, analizą meczów i przeciwników… To przykłady, że polski trener nie jest gorszy. Moim zdaniem kwestią czasu jest udana praca polskiego szkoleniowca poza granicami kraju.

Cały wywiad z Markiem Saganowskim pt. „Kwestią czasu jest udana praca polskiego szkoleniowca poza granicami kraju” znajdziecie nr 2/2020 (37) czasopisma „Asystent Trenera”.

Tutaj można zamówić czasopismo „Asystent Trenera”