Jednym z gości tegorocznej Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów PZPN w Łodzi był Peter Bosz. Wizyta trenera z innego kraju zazwyczaj wzbudza ciekawość i wyostrza spojrzenie. Nikt nie wyszedł na kawę, wszyscy słuchali. Świadomi, że ciągle wisi nad nami podstawowe trenerskie pytanie, na które nie ma odpowiedzi: jak to robią na zachodzie? Bez względu na to, czy akurat Legia ogrywa w pucharach Sporting Lizbona, czy męczy się ze Spartakiem Trnava, ta kwestia ciągle zaprząta nam głowę. Jest tematem relacji ze staży, mniejszych lub większych dyskusji pomiędzy trenerami. Konferencje trenerskie od jakiegoś czasu umożliwiają nam poznanie zagranicznych trenerów. W czym to nam pomaga? Skupiłbym się w tym momencie na sposobie odbioru słów wypowiedzianych przez gości oraz ich użyteczności w budowaniu własnego warsztatu.

Zaproszony rok wcześniej David Moyes odpowiadał na pytania niezbyt chętnie, jakby obawiając się zbytniego otwarcia w gronie trenerskim – być może ktoś na sali mógłby rywalizować z nim o posadę w West Hamie. Moyes zawiódł, bo uciekał od tematu mówienia o swoim warsztacie czy codziennej pracy. Nie odniosłem wrażenia, że chciał nam coś ważnego przekazać. Myślę, że są bardziej wdzięczni rozmówcy omawiający temat specyfiki ligi szkockiej czy pomysłu na włączenie klubów szkockich do Premier League. Nie jesteśmy kibicami. To już takie czasy, że konferencje dla dziennikarzy można obejrzeć na YouTubie. Do trenerów chyba warto mówić bardziej konkretnie, zwłaszcza gdy przyjeżdża się w celach szkoleniowych.

Peter Bosz dał z siebie więcej, a jego rozmowa z dziennikarzem Michałem Zachodnym będzie zapamiętana przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy dotyczy rozgrzewki, którą na zajęciach u Holendra stanowi „dziadek”, mała gra 4 × 2 czy 5 × 2 lub inna. Zanim uogólnimy stwierdzenie Bosza (i zaczniemy je szybko realizować), warto zauważyć, że otwiera ono kolejne pytania dotyczące części wstępnej jednostki treningowej. Jak często w taki sposób rozpoczyna on zajęcia treningowe? Czy przed zajęciami z piłkami zawodnicy (w tym wypadku Borussi Dortmund) nie uczestniczyli w ćwiczeniach w salce przeznaczonej do rozgrzewek? Zanim przyjmiemy stwierdzenie Holendra za pewnik, wytyczną i wzór do naśladowania, warto się zastanowić, czy to możliwe, by zajęcia zaczynały się w ten sam sposób w maju i w lutym. A poza tym czy to nie monotonne ciągle zaczynać tak samo? Idee Holendra zapamiętałem raczej jako kwestię oszczędności czasu – gdy zawodnicy na początku zajęć grają w małą grę, nie rozpoczynają jednostki treningowej po raz drugi (rozgrzewką), tylko przechodzą do dalszej części zajęć. Poza tym skorzystam z własnych doświadczeń, akurat w Holandii, czy to w mniejszym klubie, czy większym, widziałem zajęcia rozpoczynające się raczej rozgrzewką bez piłek. Pomysł Bosza, ciekawy w dyskusji o zbytniej profesjonalizacji piłki nożnej, trudno traktować za reprezentatywny.

Drugą kwestią dobitnie podkreśloną przez Holendra były słowa o swobodzie grania - pozwólmy dzieciom grać. Czyli nie ingerujmy zbytnio, nie przeszkadzajmy ilością ćwiczeń czy zajęć motorycznych. Stwierdzenie bardzo ogólne, co nie znaczy, że nieprawdziwe. Ciekawość budzi jednak pytanie, czy Bosz podobnie myślał, prowadząc drużyny seniorskie, do jakiego stopnia narzucał swoją wizję i tłumaczył, a gdzie pozwalał zawodnikom na inwencję własną. Co do dzieci nikt chyba nie ma bowiem wątpliwości, że to stwierdzenie, któremu wszyscy przyklaśniemy. Zabawa i radość z gry są podstawą wszystkiego – przeczytałem parę minut temu, wertując Narodowy Model Gry. Jesteśmy zgodni. Peter Bosz przedstawił też kilka uwag dotyczących mistrzostw świata, między innymi swoje rozczarowanie grą Francji, która według niego mogła grać zarówno atrakcyjnie, jak i skutecznie. A nie tylko skutecznie. Czy od Holendra dowiedzieliśmy się czegoś nowego? Czy to nie był czas stracony? Oczywiście, że nie.

Bosz zwrócił moją uwagę na jeszcze jedną kwestią – sposób wysławiania. Proste zdania, czytelny przekaz, zdecydowany głos. Chciało się słuchać. Nawet poszukiwania odpowiedniego angielskiego słowa w pewnym momencie wypowiedzi tego nie zmieniły – bo dodajmy, nie wypowiadał się w języku ojczystym. I tu widzę jedną z większych wartości pojawiania się zagranicznych gości - możemy ich posłuchać. Bez względu na to, czy poruszają temat innowacyjny, ciekawy czy też nudny, to w jaki sposób to wygłaszają, często jest polem do naśladowania.

Źródło: Asystent Trenera nr 2/2018 (27)

Drodzy Czytelnicy,

jeśli macie ochotę podzielenia się swoimi przemyśleniami na łamach AT na ten czy inny temat,

przysyłajcie swoje felietony na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

Jeden warunek: ich objętość musi zamykać się w przedziale 4–5 tys. znaków.